• Nenhum resultado encontrado

O stosunku do własnego życia (About the attitude towards one's own life)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2017

Share "O stosunku do własnego życia (About the attitude towards one's own life)"

Copied!
6
0
0

Texto

(1)

ISSN 1734-9923

MARIAN PRZEŁĘCKI*

O STOSUNKU DO W

Ł

ASNEGO YCIA

**

Słowa kluczowe: ycie, ironia, ideały moralne Keywords: life, irony, moral ideals

Giovanni, nie traktuj siebie aż tak serio!

Tak podobno zwykł mawiać do siebie Jan XXIII. Niech to powiedzenie będzie punktem wyj cia dla naszych rozwa ań o – zapowiedzianym w tytule – problemie stosunku do własnego ycia. Z góry powiedzieć muszę, e celem tych rozwa ań nie jest próba uchwycenia tego sensu, który z cytowanym powiedzeniem wiązał Jan XXIII. Powiedzenie to stanowi raczej pretekst do ogólnych refleksji nad sprawą stosunku do własnego ycia. Trzeba w tym

*Marian Przełęcki –

ur. 1923,prof. zw. dr hab., emerytowany profesor Uniwersytetu Warszawskiego, autor ksią ek:The Logic of Empirical Theories (1969); Studia z me-todologiiformalnej (1993); Poza granicami nauki (1996), Lektury Platońskie (2000);

O rozumności idobroci (2004); Sens i prawda w etyce (2004); Intuicje moralne (2006);

Horyzonty metafizyki (2007); Within and Beyond the Limits of Science. Logical Studies of Scientific andPhilosophical Knowledge (2010). E-mail (za po rednictwem prof. Jacka Jadackiego): jjadacki@gmail.com.

(2)

celu przedstawić ró ne interpretacje tego powiedzenia i zastanowić się nad słuszno cią zawartych w nim my li.

Jako uczeń Tadeusza Kotarbińskiego skłonny byłem stosować się do jego – artobliwie nieco ujętego – tetralogu, którego jedno z „przykazań” głosiło: „ yj powa nie!”. Otó powiedzenie Jana XXIII wnosi do tej maksy-my pewne zastrze enie: „ yj powa nie, ale nie traktuj siebie a tak serio!”. Powstaje więc pytanie, jaka mo e być tre ć tego zastrze enia – przed czym wła ciwie ono nas przestrzega. Ró ne oczywi cie nasuwają się tu mo liwo ci interpretacyjne. Spróbujmy rozwa yć niektóre z nich.

Jedna z wchodzących w grę interpretacji wią e jako owo pojęcie „traktowania serio” z pojęciem „wa no ci”. Mo na powiedzieć, e traktuję siebie serio, je li traktuję siebie jako kogo wa nego. Przy tej interpretacji traktowanie siebie zbyt serio mogłoby znaczyć, e traktuję siebie jako ko-go wa niejszeko-go od innych. Wezwanie, aby nie traktować siebie „a tak serio”, przestrzegałoby więc przed traktowaniem siebie jako kogo szcze-gólnie wa nego – przed uwa aniem przeze mnie za szczeszcze-gólnie wa ne tego wszystkiego, co się ze mną dzieje.

Aby tego rodzaju postulaty miały bli ej okre lony sens, sens taki musi przede wszystkim przysługiwać owemu, kluczowemu dla nich, pojęciu „wa no ci”. Jest to pojęcie, które wymaga jakiej relatywizacji. Co jest wa ne nie po prostu, tylko pod takim a takim względem, czy ze względu na taką a taką warto ć. Jakie więc względy czy warto ci wchodzą w grę w tych kontaktach, o których tu mowa?

W swych moralistycznych esejach zawartych w zbiorku Chrześ ci-jaństwo niewierzących (a następnie przedrukowanych w tomie Intuicje moralne) występowałem przeciwko poczuciu szczególnej wa no ci własnej osoby – poczuciu dotyczącemu przysługujących jej warto ci eudajmonicz-nych, a więc spotykających ją rado ci i cierpień. Próbowałem podać racje przemawiające za tym, e ja nie jestem pod tym względem wa niejszy od kogokolwiek innego, e nie zasługuję więc na jaką troskę szczególną. Moje cierpienie jest tak samo wa ne jak twoje; ró ni się od niego tylko

bezpo-rednio cią, z jaką jest przeze mnie odczuwane. Przytaczałem na poparcie tej my li znane strofy Czesława Miłosza, który mówi nam, aby

[...] popatrzeć na siebie,

(3)

Spojrzenie takie łatwiej pozwala się nam pogodzić z własnym cierpieniem, ze spotykającym nas nieszczę ciem.

A kto tak patrzy, choć sam o tym nie wie, Ze zmartwień ró nych swoje serce leczy, Ptak mu i drzewo mówią: przyjacielu.

Tę postawę wobec własnego ycia skłonny dzi jestem rozszerzać i na inne jego wymiary – na inne przysługujące mu warto ci. Oprócz warto ci eudajmonicznych są w ród nich pozostałe warto ci witalne, a tak e warto ci duchowe, w tym – warto ci intelektualne i moralne. Owo poczucie, e nie jestem kim wa niejszym od innych, pozwala mi się pogodzić z moimi ogra-niczeniami i w tych dziedzinach ycia – z faktem, e i w nich nie wyró niam się spo ród innych. Nie muszę być nie tylko zdrowszy, bogatszy czy sł aw-niejszy od innych; nie muszę równie przewy szać ich mądro cią, a nawet dobrocią (choć to przekonanie mo e budzić wątpliwo ci u kogo , kto dą enie do doskonało ci moralnej skłonny jest uwa ać za nasz obowiązek).

Owo poczucie, e „nie muszę być najlepszy” jest przejawem rezygnacji ze szczególnych ambicji yciowych, pogodzenia się ze swą mało cią, ze wiadomo cią, e ycie moje – tak jak ycie innych ludzi – nigdy nie jest w pełni „udane”. Wią e się z tym uczucie wyrozumiało ci wobec ludzkich słabo ci i przewinień, uczucie obejmujące równie słabo ci i przewinienia własne. Odwoływałem się kiedy w obronie takiej – kontrowersyjnej, przyznać trzeba – postawy do słów w. Jana: „A gdyby nas obwiniało serce nasze, większy jest Bóg ni serce nasze i wie wszystko”. (Słowa te, zdaniem niektórych komentatorów, dopuszczają taką interpretację.)

(4)

elementy owego „nietraktowania siebie zbyt serio”, zgodnie z proponowa-ną wy ej interpretacją tego postulatu. Nie jest to jednak jego interpretacja jedyna. Zakładali my, e „traktować serio” – to „traktować powa nie”, ale powa nie traktuje co zarówno ten, kto przykłada do tego szczególną wagę, jak i ten, kto traktuje to bez poczucia humoru. Do tej pierwszej zale no ci odwoływała się dotychczasowa interpretacja dyskutowanego przez nas po-stulatu. Do tej drugiej nawiązuje interpretacja, do której zwracamy się teraz. Zachodzi zresztą między nimi, jak zobaczymy, pewien związek. Jak pisze w swym eseju O śmiechu Leszek Kołakowski, „poczucie humoru zakłada umiejętno ć osiągnięcia przez człowieka dystansu względem samego siebie, dystansu ironicznego”. Kto , kto potrafi miać się z samego siebie, łatwiej wyzwala się ze swego egocentryzmu i egoizmu. Rola humoru zresztą do tego się nie ogranicza. „ miech – zdaniem Kołakowskiego – przekonuje nas, e rzeczywisto ć, skoro jest mało powa na, jest te mało gro na. Stres w obliczu niebezpieczeństwa mo e być po czę ci rozładowany przez ukazanie komicznych stron sytuacji”. Poczucie humoru pomaga nam więc w pewien sposób stawić czoła tragizmowi ycia, w tym – tragiczno ci naszej własnej egzystencji.

Wyra ałem kiedy przekonanie, e tragizmu tego nie da się przezwy-cię yć rozumowo, znale ć jakich przemawiających przeciw niemu racji. Aby się z nim jako uporać, aby móc yć w tym tragicznym wiecie, trzeba o jego tragizmie choć na czas jaki zapomnieć. Zapomnienie takie mogą nam dać chwile rado ci – estetycznego zachwytu czy miłosnej ekstazy. Ale mo e je nam te dać pusta rozrywka – komedia czy „kryminał”, gra czy zabawa. Otó kto , kto nie traktuje siebie „a tak serio”, nie ma skrupułów w uciekaniu się do takich rodków. Pozwalają mu one przynajmniej od czasu do czasu uwolnić się od konfrontacji z tragizmem istnienia. Przypomnijmy, e podobną funkcję przypisywał Pascal wszystkim naszym „ wiatowym” zajęciom, widząc w nich rodek zapomnienia o nędzy naszego istnienia.

W charakterystyce tego stosunku do własnego ycia, o którym tu-taj piszę, dostrzegam echa pewnych, do ć zagadkowo brzmiących, nauk ewangelicznych.

(5)

Nie troszczcie się o dzień jutrzejszy, gdy dzień jutrzejszy będzie miał własne troski. Dosyć ma dzień swego utrapienia.

Oprócz „oficjalnej” wykładni tych nauk, dopuszczają one, jak mi się wydaje, interpretację bliską niektórym wyra onym na tych stronach my lom: przestrzegają przed przywiązywaniem do swego ycia jakiego szczególnego znaczenia i ywieniem o to ycie jakiej szczególnej troski.

Po co wła ciwie dzielę się tu tymi refleksjami na temat stosunku do własnego ycia? Nie czynię tego dlatego, e przedstawiony tu stosunek uwa am za stosunek wła ciwy, a opisaną postawę yciową za postawę sł usz-ną. Zwierzam się jedynie ze swoich własnych odczuć w tej sprawie. Są to – trzeba to wyra nie stwierdzić – odczucia człowieka starego. W młodo ci skłonny byłem raczej stawiać przed nami obraz pewnego nieosiągalnego ideału, przede wszystkim – ideału moralnego. Na staro ć skłaniam się pod tym względem do rezygnacji i wyrozumiało ci. Znając dobrze swoje ograni-czenia, staram się jako z nimi pogodzić – nie udawać lepszego, ni jestem. I nie buntować się, nie cierpieć z tego powodu. Nie twierdzę bynajmniej, e jest to postawa wła ciwa. Mam nadzieję jedynie, e jest to postawa dopusz-czalna – mo liwa do realizacji i niezasługująca na potępienie.

ABOUT THE ATTITUDE TOWARDS ONE’S OWN LIFE

Summary

(6)

Referências

Documentos relacionados

Na studia nigdy nie jest za pó Ĩ no, ale wi ąĪ e si Ċ to ze sporym obci ąĪ eniem, szczególnie w przypadku kobiet... Jako negatywny skutek nieumiej Ċ tnego korzystania z

Prze ycie egzystencjal- ne samo jest przedmiotem pewnego poznania (introspekcyjnego), wynikiem którego jest teza g ł osz ą ca, e istnienie nie jest cz ę ci ą reprezentacji

Po- żyteczne jest więc ćwiczenie się w kwaliikowaniu idei po to, by wytworzyć zasady porozumiewania się, pożyteczne jest również próbowanie tego, aby stać się dla

Uj ę te w sposób ród ł owy ‘rozumienie’ oznacza: bycie-projektuj ą cym ku mo no ci bycia, ze wzgl ę du na któr ą jestestwo zawsze egzystuje 27. Rosner, Hermeneutyka

Wp ł yw wst ę pnej obróbki osadu ś ciekowego na efek- tywno ść procesu

Problem w tym, ¿e potoczny jêzyk moralny jest nieprecyzyjny. Za- pewne w takim badaniu empirycznym nie uda³oby siê ustaliæ jednego jedy- nego znaczenia moralnego

Jestestwo to taki byt, któremu w jego byciu chodzi o samo to bycie, do którego odnosi si ę ono zawsze w sposób (jako ) rozumiej ą cy. Nawet wi ę cej: egzystencja z istoty swojej

Uczestnicy w tajemnicy przed sob ą nawzajem dokonuj ą oceny warto ś ci dóbr nale- żą cych do dzielonego zbioru. Dla ka ż dego uczestnika wyli- czany jest jego sprawiedliwy udzia